SP51 Lublin
2021-2022

Wigilia – z cyklu smaczki historii

Smaczki historii – czyli przez żołądek do … wiedzy

Kiedy zasiadamy przy stole, aby spożyć szkolny, przepyszny obiadek, koncentrujemy się zwykle na zapachu, smaku i wizualnym wyglądzie przygotowanej potrawy. Zapewne niewiele osób wie, że jej smaczne składniki mają swoje historie – czasami bardzo ekscytujące. Co tydzień odkryjemy jedną z nich. W tym tygodniu – bardzo szczególnym i ważnym, zagłębimy się w tradycję wigilijną..

Już za kilka dni zasiądziemy przy stole celebrując najbardziej uroczystą i wzruszającą wieczerzę w roku – Wigilię Bożego Narodzenia. Ma ona swoją długą i zajmującą historię.
Ciekawe, czy ktokolwiek z Was zadał sobie pytanie, jakie było pierwotne znaczenie słowa wigilia? W języku starożytnych Rzymian – czyli łacinie, pojęcie vigilia, znaczyło „czuwanie”, „straż”. Nie trudno się zatem domyśleć, dlaczego chrześcijanie, tak właśnie nazwali wieczór poprzedzający dzień Narodzenia Pańskiego.
Kościół wprowadził uroczystość Bożego Narodzenia w IV wieku. Wieczerza wigilijna wyrasta ze starochrześcijańskiej tradycji „agape” (z języka starogreckiego, agápē – „miłość: najwyższa forma miłości, zwłaszcza miłość braterska, dobroczynność, miłość Boga do ludzi i ludzi do Boga”) – posiłku, który miał być wyrazem braterstwa i miłości między ludźmi tworzącymi wspólnotę chrześcijańską. Początkowo, grono wyznawców Chrystusa wigilię organizowało w świątyniach, ale kiedy Synod w Laodycei w 360 r. zabronił biesiadowania na terenach obiektów sakralnych, wierni przenieśli ten zwyczaj do swoich domów. A kiedy wigilia trafiła pod polskie strzechy? Odpowiedź wydaje się prosta – wraz z przyjęciem przez Polskę chrześcijaństwa w 966 r. Jednak aż do XVIII w., zwyczaj ten nie był praktykowany powszechnie i dopiero w ostatnim wieku istnienia Rzeczypospolitej Obojga Narodów zagościł w domach chłopskich, mieszczańskich i szlacheckich. Wieczerza wigilijna miała ( i powinna mieć) swój jedyny i niepowtarzalny rytuał. Najpierw wszyscy wyczekiwali na pierwszą gwiazdę pojawiającą się na niebie. Miała przypominać o „Gwieździe Betlejemskiej”, która wskazywała ludziom miejsce narodzin Jezusa. Następnie najstarszy z rodu (najczęściej był to ojciec) inicjował modlitwę i odczytywał opis narodzenia Pańskiego z Ewangelii św. Łukasza. Po zakończeniu lektury, wszyscy dzielili się opłatkiem, składając sobie życzenia. A dzieci? Biegły szybciutko tam, gdzie w izbie stał przyozdobiony żłóbek, symbolizujący betlejemską szopkę. Pod nim czekały tak bardzo wyczekiwane prezenty. Dziwicie się, że nie były położone pod choinką? Tradycja pięknie udekorowanego, pachnącego lasem i żywicą zielonego, iglastego drzewka jest znacznie młodsza. Przywędrowała ona do Polski z Prus na przełomie XVIII i XIX wieku. Początkowo zagościła w domach arystokratycznych i szlacheckich. Upowszechniła się na dobre jednak dopiero po I wojnie światowej. To właśnie wówczas, zwyczaj ubierania w domach choinki dotarł m.in. do Lublina. A kiedy już rozpakowano prezenty – drewniane zabawki, robione na drutach lalki, sweterki, szaliki, itp., przystępowano do spożywania posiłku. Był to moment bardzo wyczekiwany, ponieważ dawniej obowiązywał zarówno dorosłych jak i dzieci post – do czasu wieczerzy wigilijnej można było pić jedynie wodę! Tak więc możemy już przejść do tych właściwych „smaczków historii”, czyli potraw królujących na wigilijnym, staropolskim stole.
Współcześnie hołduje się przeważnie tradycji 12 potraw, symbolizujących tyluż apostołów, które powinny być – zgodnie ze starym, polskim zwyczajem – postne. Pojawiają się więc na stole ryby, sałatki, pierogi z grzybami, barszcz, kluski z makiem i rodzynkami… . A jak to wyglądało 100, 200, 300 i więcej lat temu? Liczba potraw na wigilijnym stole związana była ze stanem społecznym domowników, czyli ich zamożnością. Chłop z rodziną spożywali siedem, niezbyt bogaty szlachcic zagrodowy – dziewięć, a zamożny szlachcic lub magnat – trzynaście potraw. Dlaczego trzynaście? Ponieważ wierzono, że nieparzysta ich liczba będzie dobrą wróżbą zdrowia i dobrobytu domowników. Tak jak i dzisiaj, na staropolskich, wigilijnych stołach – ale tylko szlachty polskiej – królował karp. Decydowały o tym nie tylko względy smakowe, ale też – a może przede wszystkim – te symboliczne: karp należy do ryb długowiecznych, więc nasi dziadowie wierzyli, że jedzenie tej ryby podczas wigilii, przyniesie im długie i szczęśliwe życie. Jeszcze współcześnie w wielu domach, w czasie wigilii kultywuje się stary zwyczaj wkładania do portfeli (kiedyś sakiewek) łusek karpia, co ma przynieść ich posiadaczowi dobrobyt. No a białogłowej (tak nazywano niegdyś niezamężne kobiety), zależało na karpiowej łusce z innego zupełnie powodu – włożona do czerwonego woreczka zawieszonego na drzwiach, gwarantowała szczęśliwą miłość… . 
Każdy region I i II Rzeczypospolitej miał oczywiście własne, charakterystyczne potrawy wigilijne. Pewne wigilijne smakołyki już zapewne nie zagoszczą na stołach. Na Lubelszczyźnie, nasze prababcie przygotowywały kisiel owsiany. Przepis na ten przysmak, którym zajadały się dzieci i dorośli był następujący: mąkę owsianą zalewa się letnią wodą, a po wymieszaniu należy zostawić mieszaninę na noc. Następnego dnia, zawiesinę należy przecedzić przez lnianą tkaninę, po czym przystępujemy do gotowania odcedzonej owsianki na wolnym ogniu. Nie zapominamy o ciągłym mieszaniu. Kiedy kisiel będzie się stawał gęsty i wydzielał charakterystyczny kwaskowaty zapach, oznacza to, że przysmak jest już gotowy. Oczywiście do owsianego kisielka można dodać mrożone, suszone, świeże owoce lub miód.
Na wigilijnym, staropolskim lubelskim stole, musiały się znaleźć także takie potrawy jak: barszcz z mąki owsianej lub żytniej, kasza, kapusta z grochem, pierogi, kutia z pszenicy z cukrem, orzechami i miodem, pieczona lub gotowana ryba, kompot z suszonych jabłek i śliwek, jagły (kasza jaglana) kluski pszenne z makiem lub olejem. Przygotowywano także pierożki z makuchami konopnymi lub kapustą. Jako pierwszą potrawę wigilijną zjadano kutię (potrawa z pszenicy, ziaren maku, słodu, miodu, bakalii: różnorakich orzechów, rodzynek). Zwyczajem obowiązującym na Lubelszczyźnie było jedzenie kutii na stojąco – w ten sposób chciano szczególnie uczcić Jezusa. Kolejne dania jedzono już na siedząco, ale w milczeniu i ze wspólnej miski. Obowiązkowo, każdy z biesiadników musiał spróbować wszystkich potraw wigilijnych. Gospodarz domu odkładał do odrębnego naczynia po łyżce każdej wigilijnej potrawy, a następnie po zakończeniu uroczystej kolacji zanosił je wraz z opłatkiem do stajni i podawał zwierzętom – miało to zapewnić im zdrowie. A jeśli domownicy nie zaspali i odwiedzili stajnię o północy, to… mogli usłyszeć głosy zwierząt – wierzono bowiem, że mówią wówczas ludzkim głosem. Na Lubelszczyźnie powszechnym była wiara, że w wigilijną noc, woda przemienia się w wino ( tak jak podczas cudu w Kanie Galilejskiej). Dlatego po zakończeniu kolacji, kobiety przynosiły ją ze studni, a następnie pili wszyscy domownicy. Miało im to zagwarantować zdrowie w Nowym Roku.
Ale tradycje wigilijne, to nie tylko modlitwa, lektura Ewangelii, dzielenie się opłatkiem, życzenia, czy pyszne przysmaki. To także wspólne, rodzinne śpiewanie kolęd. Pierwsza polska kolęda powstała na przełomie XIV i XV w. i nosiła tytuł „Zdrow bądź Krolu Anjelski”. W tytule nie ma pomyłki – tak właśnie w średniowieczu wymawiano i pisano te słowa. W 1792 r. powstała jedna z najpiękniejszych naszych kolęd – „Bóg się rodzi” autorstwa księdza Franciszka Karpińskiego.
I jeszcze jedne – te najpiękniejsze tradycje wigilijne: okazywanie miłości i dobra, które powinno towarzyszyć nam zawsze – nie tylko w ten Jeden Dzień. I tego Wam wszystkim – czytającym te słowa i sobie – który je napisał – życzę

Opracował: p. Waldemar Kudlak
grafika: portal Polska Tradycja

 Patrycja Wysocka

TABLICA ARTYKUŁÓW | Zgłoś poprawkę lub literówkę do artykułu | webmaster⚙sp51.lublin.eu

Skip to content